Strony

Zabawy w słowa Nr1

A wygląda to tak - wraz z Alicją miłą, zaczęliśmy zabawę, opierającą się na zbudowaniu krótkiej formy, na podstawie wybranych, przypadkowych słów przez nas wskazanych. Ma to służyć. Bawi, uczy i do pracy zmusza. Efekt pierwszej zabawy poniżej.


Słowa: Petting, Pederasta, Pompownik

Tu będę ja:

Pompownik. Pompownikiem nazwała to, co znalazłem pod choinką. W mocnym uproszczeniu, można to określić jako małą maszynkę do robienia pomponów. Wiesz - tu wkładasz włóczkę, tu kręcisz korbką obserwując jak z pojedynczej nitki powstaje okrągły puszysty twór, pomponem zwany. 
Dając mi to, jak zawsze w takich chwilach szukając wzrokiem czegoś w dywanie, powiedziała napięta - Dziękuję za te miesiące. Jestem szczęśliwa z tobą... Wiesz? 

I jak? Jak prezent?

Cholernie mi się podoba. Wiedziała że w swoim umiłowaniu absurdu pokocham rzecz tak bardzo nieprzydatną, tak bezsensowną. Nigdy go nie użyję, nigdy mi się nie przyda, nigdy pompona sobie nie zrobię. Ten jeden, zrobiony na jej uśmiechniętych oczach, będzie pierwszym i ostatnim. Po nitce do kłębka, w kłębek zwinięty przy niej. Mogłem się spodziewać dzisiejszego nocnego czuwania. Tego, że tym razem jej spokojny sen mnie nie zarazi. Swój sen symulujący, czekałem więc na jej. Wpatrzony w świecącą choinkę, zamknięty z nią w tej mojej miejskiej izolatce, w dwudziestu metrach luksusu, której ONA stała się częścią. 
Patrzę teraz z pozycji parapetu na łóżko. Na łóżku ona spokojnie śpiąca, powoli oddychająca, czująca się częścią i częścią niezaprzeczalnie będąca, jest szczęśliwa. Oj kurwa. Oj.

Poznałem ją trzy miesiące temu. Zdążyłem się z nią zaprzyjaźnić, zdążyłem się w niej zakochać, zdążyłem się przyzwyczaić do jej obecności. Cicho uchylając okno, starając się jej nie zbudzić, powoli zapalam papierosa. Patrzę na nią i widzę, jak bardzo wpadłem. Jest piękna. Gdy śpi, nieświadoma obserwatora, widzę wyraźniej wszystkie rysy, wszystkie domniemane wady, wszystko to, co tworzy jej małe, bzdurne kompleksy. Patrzę na nią z uśmiechem, starając się wyrzucić z głowy jej wcześniejsze słowa, które spać mi dzisiaj nie dają. Mogła przecież powiedzieć: "Masz frajerze, uwielbiam Cię. Znalazłam takie o, takie coś. Masz. Najlepszego!". Gdzieś pomiędzy wierszami czułbym przecież, że znalezienie takiego prezentu wiązało się z długim polowaniem ale, co najważniejsze - w niedopowiedzeniach jedynie fakt ten by istniał, przyjemnie pieścił ego co najwyżej, a nie... 

Skup się, myśl jasno - co tu zaszło? Po trzech miesiącach, okazało się, że masz przy sobie szczęśliwą kobietę, która Ci to jasno sygnalizuje. Nie. Inaczej - sygnalizuje to brutalnie, bez pozostawienia pola do domysłów, bez niepewności, z pewnością siebie. Rzuca się na głęboką wodę, moja słodka śpiąca samobójczyni. Powinienem być wdzięczny, powinienem się cieszyć chwilą i spać dzisiaj spokojnie, wtulony w nią jak zwykle. Pewny siebie, pewny jej, wobec innej rzeczywistości i tego co poza nami - zdystansowany. Jednak nie, jednak stoję tutaj jak stałem przed jej poznaniem. Wpatrzony w okna sąsiadów, wyobrażający sobie ten zestaw spokojnych relacji z bloku naprzeciwko. Tych, co godzin wilka/demona/upiora nie doświadczają, spokojnie i cicho, przy zgaszonym świetle czekają na jutro. Jutro...

Co będzie jutro, skoro już dzisiaj patrząc na nią, zaciągając się gorzko, czując wszechogarniającą bliskość, zaczynam tęsknić. Znowu to samo. Znowu zaczynam tęsknić za osobą, którą mam najbliżej, której namacalna bliskość staje się nagle ulotna. Bliskość tak intensywna, że nie będę potrafił jej udźwignąć. Nastąpi gdzieś w tej historii moment, który następował przez wszystkie takie miesiące. Moment, w którym stanę w pozycji siły, nastąpił dzisiaj. Jestem z nią szczęśliwy - to jasne. Jednak to, że ona jest szczęśliwa ze mną, że mówi mi to otwarcie i między oczy, wprowadza mi w głowie mały zamęt. Następuje sprzężenie zwrotne i przetasowanie kart. Bęben maszyny losującej do dzisiaj był pusty, nastąpiło zwolnienie blokady...

Papieros kolejny, kolejne minuty narastającej paniki i chwile spokoju przy każdym wydechu. To jest chore, ja jestem chory.
Nałykałem się disneya, wychowałem na szmerach, bajerach, pompkach, tinderach. Niepokój więc narasta, choć wyciszany szumem jej delikatnego oddechu. 
Kiedy ostatnio tu stałem?
Księżyc w pełni - mój biały, oświecony pederasta gwałci mnie po raz kolejny. Przypomina mi się, że pederastia to termin dotyczący relacji homoseksualnych dorosłego mężczyzny z dojrzewającym chłopcem. Miało to podobno służyć edukacji. Chuja się nauczyłem jak widać. Wszystkie miesiące przed nią, wszystkie miesiące po poprzedniej, spędzone przy tym samym parapecie. Puszczając z dymem myśli niczego nie zmieniłem, nie udało się dorosnąć. Dalej w przerażeniu spoglądam już nieśmiale nieco na tą, co jeszcze wczoraj była blisko. Na tą, którą z godziną wilka zdradzam, paląc papierosa-po.

W pogoni myśli, zwalniam. Jeszcze jednego można zapalić. Bo przecież... Nic się nie stało, nic się nie dzieje. Petting myśli pogoń. Niby nic.
A ja... Co ja? 
Powoli dociera do mnie zimne powietrze stycznia, powoli potok myśli zaczyna być zdominowany przez jedną - pizga.
Kurwa no, zimno. Trzęsę się i nerwowo zaciągam. Raz, dwa, trzy. Nie potrzebuję powietrza, dymu mi trzeba, zaczadzić się na chwilę.
Odchodzę zmarznięty od parapetu. Potykam się o pompownik, kopię pompona. Stopy przytulam do grzejnika, ją do siebie. Spokojny oddech zmienia się w nerwowy. 
Przebudzenie i jej wymruczane - czemu nie śpisz?

- Chyba Cię kocham.



Tu będzie Alicja:


Giedymin Pozytywny

Obudził się wczesnym rankiem krzywiąc lico na widok ostrego, nachalnego słońca. Podniósł zmarnowane ciało z łóżka znajdując ukojenie pod innym kątem nadal jednak marszcząc się i konsekwentnie wpychając proces powstawania zmarszczek mimicznych na wyższy lewel.

Jak co dzień o świcie, zaparzył lurowatą kawę w zardzewiałej kawiarce po przejściach - bez ucha. Zaklął pod nosem tracąc jej ponad połowę kiedy napełniał zaschnięty kubek z wczoraj. Usiadł na balkonie, przepalił kwaśny i gorzki smak suchymi resztkami tytoniu, który jak na złość, szelmowsko wleciał przez uchylone drzwi balkonowe do mieszkania. Zazwyczaj doprowadzało go to do szału i próbował z tym walczyć, zapominając czerpać z chwili i delektować się papierosem. Dziś siedział otępiały ignorując ten oto fakt będący, swoją drogą, istnym prawem murphy’ego. Żałośnie na niego spoglądając, wciąż nie porzucał grymasu wyrzeźbionego na twarzy.

Przysiadł przy niegdyś białym drewnianym stoliku przy oknie, przetarł go ręką żeby usunąć resztki kawy, które okazały się być już permanentnie wchłonięte przez wielkie i bezwzględne pory chropowatej powierzchni - parsknął z irytacją.

Otworzył gazetę na jednej z ostatnich stron - nekrologi. Lubił je czytać. Czytał codziennie. Jak nie było nowych, czytał te z dnia poprzedniego. Zabawnym był fakt, że rubryka nigdy nie mogła być pusta. Choćby mieli powtarzać nekrologi sprzed dziesiątek lat, zawsze skrupulatnie zapełniali stronice - dwunastą, trzynastą i czternastą, obrzydliwymi znakami subiektywnej prawdy, spłycając czyjeś życie do krótkiej interpretacji zachowań i opinii, dając tym samym świadectwo gównianej pracy redakcyjnej - Giedymin zawsze komentował je w ten sposób w myślach lub bełkocząc sobie pod nosem.

Dziś był ten dzień, gdzie nie ukazały się żadne “świeżaki”. Wydawca opublikował pięć pośmiertnych notek, w tym niejakiego Hansa Wielkogłowego, Mohameda Ally’ego, Katarzyny Bogobojnej i Marcela “Pompownika” Pederasty.
Giedymin przczytał je niczym tytuły książek w antykwariacie i - eh - westchnął głęboko z niezadowoleniem.
Raz dlatego, że na pewno je już kiedyś czytał, dwa - nie mógł się zdecydować na co ma ochotę.

Nie miał nastroju na historię upośledzonego człowieka z wrodzonym wodogłowiem. Nie chce czytać już o uchodźcach i muzułmanach bo słyszy o nich wszędzie. Odrzucił Bogobojną bo obrzydzają go skrajnie uduchowieni. Pederasta.. Wystarczy tych historii o pedofilach i zboczeńcach - pomyślał.
Nie przeczytał więc żadnego, podniósł się, zakołysał, upadł i zmarł.

Giedymin z miasta Petting został zapamiętany pozytywnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz