Strony

Zabawy w słowa Nr1

A wygląda to tak - wraz z Alicją miłą, zaczęliśmy zabawę, opierającą się na zbudowaniu krótkiej formy, na podstawie wybranych, przypadkowych słów przez nas wskazanych. Ma to służyć. Bawi, uczy i do pracy zmusza. Efekt pierwszej zabawy poniżej.


Słowa: Petting, Pederasta, Pompownik

Tu będę ja:

Pompownik. Pompownikiem nazwała to, co znalazłem pod choinką. W mocnym uproszczeniu, można to określić jako małą maszynkę do robienia pomponów. Wiesz - tu wkładasz włóczkę, tu kręcisz korbką obserwując jak z pojedynczej nitki powstaje okrągły puszysty twór, pomponem zwany. 
Dając mi to, jak zawsze w takich chwilach szukając wzrokiem czegoś w dywanie, powiedziała napięta - Dziękuję za te miesiące. Jestem szczęśliwa z tobą... Wiesz? 

I jak? Jak prezent?

Cholernie mi się podoba. Wiedziała że w swoim umiłowaniu absurdu pokocham rzecz tak bardzo nieprzydatną, tak bezsensowną. Nigdy go nie użyję, nigdy mi się nie przyda, nigdy pompona sobie nie zrobię. Ten jeden, zrobiony na jej uśmiechniętych oczach, będzie pierwszym i ostatnim. Po nitce do kłębka, w kłębek zwinięty przy niej. Mogłem się spodziewać dzisiejszego nocnego czuwania. Tego, że tym razem jej spokojny sen mnie nie zarazi. Swój sen symulujący, czekałem więc na jej. Wpatrzony w świecącą choinkę, zamknięty z nią w tej mojej miejskiej izolatce, w dwudziestu metrach luksusu, której ONA stała się częścią. 
Patrzę teraz z pozycji parapetu na łóżko. Na łóżku ona spokojnie śpiąca, powoli oddychająca, czująca się częścią i częścią niezaprzeczalnie będąca, jest szczęśliwa. Oj kurwa. Oj.

Poznałem ją trzy miesiące temu. Zdążyłem się z nią zaprzyjaźnić, zdążyłem się w niej zakochać, zdążyłem się przyzwyczaić do jej obecności. Cicho uchylając okno, starając się jej nie zbudzić, powoli zapalam papierosa. Patrzę na nią i widzę, jak bardzo wpadłem. Jest piękna. Gdy śpi, nieświadoma obserwatora, widzę wyraźniej wszystkie rysy, wszystkie domniemane wady, wszystko to, co tworzy jej małe, bzdurne kompleksy. Patrzę na nią z uśmiechem, starając się wyrzucić z głowy jej wcześniejsze słowa, które spać mi dzisiaj nie dają. Mogła przecież powiedzieć: "Masz frajerze, uwielbiam Cię. Znalazłam takie o, takie coś. Masz. Najlepszego!". Gdzieś pomiędzy wierszami czułbym przecież, że znalezienie takiego prezentu wiązało się z długim polowaniem ale, co najważniejsze - w niedopowiedzeniach jedynie fakt ten by istniał, przyjemnie pieścił ego co najwyżej, a nie... 

Skup się, myśl jasno - co tu zaszło? Po trzech miesiącach, okazało się, że masz przy sobie szczęśliwą kobietę, która Ci to jasno sygnalizuje. Nie. Inaczej - sygnalizuje to brutalnie, bez pozostawienia pola do domysłów, bez niepewności, z pewnością siebie. Rzuca się na głęboką wodę, moja słodka śpiąca samobójczyni. Powinienem być wdzięczny, powinienem się cieszyć chwilą i spać dzisiaj spokojnie, wtulony w nią jak zwykle. Pewny siebie, pewny jej, wobec innej rzeczywistości i tego co poza nami - zdystansowany. Jednak nie, jednak stoję tutaj jak stałem przed jej poznaniem. Wpatrzony w okna sąsiadów, wyobrażający sobie ten zestaw spokojnych relacji z bloku naprzeciwko. Tych, co godzin wilka/demona/upiora nie doświadczają, spokojnie i cicho, przy zgaszonym świetle czekają na jutro. Jutro...

Co będzie jutro, skoro już dzisiaj patrząc na nią, zaciągając się gorzko, czując wszechogarniającą bliskość, zaczynam tęsknić. Znowu to samo. Znowu zaczynam tęsknić za osobą, którą mam najbliżej, której namacalna bliskość staje się nagle ulotna. Bliskość tak intensywna, że nie będę potrafił jej udźwignąć. Nastąpi gdzieś w tej historii moment, który następował przez wszystkie takie miesiące. Moment, w którym stanę w pozycji siły, nastąpił dzisiaj. Jestem z nią szczęśliwy - to jasne. Jednak to, że ona jest szczęśliwa ze mną, że mówi mi to otwarcie i między oczy, wprowadza mi w głowie mały zamęt. Następuje sprzężenie zwrotne i przetasowanie kart. Bęben maszyny losującej do dzisiaj był pusty, nastąpiło zwolnienie blokady...

Papieros kolejny, kolejne minuty narastającej paniki i chwile spokoju przy każdym wydechu. To jest chore, ja jestem chory.
Nałykałem się disneya, wychowałem na szmerach, bajerach, pompkach, tinderach. Niepokój więc narasta, choć wyciszany szumem jej delikatnego oddechu. 
Kiedy ostatnio tu stałem?
Księżyc w pełni - mój biały, oświecony pederasta gwałci mnie po raz kolejny. Przypomina mi się, że pederastia to termin dotyczący relacji homoseksualnych dorosłego mężczyzny z dojrzewającym chłopcem. Miało to podobno służyć edukacji. Chuja się nauczyłem jak widać. Wszystkie miesiące przed nią, wszystkie miesiące po poprzedniej, spędzone przy tym samym parapecie. Puszczając z dymem myśli niczego nie zmieniłem, nie udało się dorosnąć. Dalej w przerażeniu spoglądam już nieśmiale nieco na tą, co jeszcze wczoraj była blisko. Na tą, którą z godziną wilka zdradzam, paląc papierosa-po.

W pogoni myśli, zwalniam. Jeszcze jednego można zapalić. Bo przecież... Nic się nie stało, nic się nie dzieje. Petting myśli pogoń. Niby nic.
A ja... Co ja? 
Powoli dociera do mnie zimne powietrze stycznia, powoli potok myśli zaczyna być zdominowany przez jedną - pizga.
Kurwa no, zimno. Trzęsę się i nerwowo zaciągam. Raz, dwa, trzy. Nie potrzebuję powietrza, dymu mi trzeba, zaczadzić się na chwilę.
Odchodzę zmarznięty od parapetu. Potykam się o pompownik, kopię pompona. Stopy przytulam do grzejnika, ją do siebie. Spokojny oddech zmienia się w nerwowy. 
Przebudzenie i jej wymruczane - czemu nie śpisz?

- Chyba Cię kocham.



Tu będzie Alicja:


Giedymin Pozytywny

Obudził się wczesnym rankiem krzywiąc lico na widok ostrego, nachalnego słońca. Podniósł zmarnowane ciało z łóżka znajdując ukojenie pod innym kątem nadal jednak marszcząc się i konsekwentnie wpychając proces powstawania zmarszczek mimicznych na wyższy lewel.

Jak co dzień o świcie, zaparzył lurowatą kawę w zardzewiałej kawiarce po przejściach - bez ucha. Zaklął pod nosem tracąc jej ponad połowę kiedy napełniał zaschnięty kubek z wczoraj. Usiadł na balkonie, przepalił kwaśny i gorzki smak suchymi resztkami tytoniu, który jak na złość, szelmowsko wleciał przez uchylone drzwi balkonowe do mieszkania. Zazwyczaj doprowadzało go to do szału i próbował z tym walczyć, zapominając czerpać z chwili i delektować się papierosem. Dziś siedział otępiały ignorując ten oto fakt będący, swoją drogą, istnym prawem murphy’ego. Żałośnie na niego spoglądając, wciąż nie porzucał grymasu wyrzeźbionego na twarzy.

Przysiadł przy niegdyś białym drewnianym stoliku przy oknie, przetarł go ręką żeby usunąć resztki kawy, które okazały się być już permanentnie wchłonięte przez wielkie i bezwzględne pory chropowatej powierzchni - parsknął z irytacją.

Otworzył gazetę na jednej z ostatnich stron - nekrologi. Lubił je czytać. Czytał codziennie. Jak nie było nowych, czytał te z dnia poprzedniego. Zabawnym był fakt, że rubryka nigdy nie mogła być pusta. Choćby mieli powtarzać nekrologi sprzed dziesiątek lat, zawsze skrupulatnie zapełniali stronice - dwunastą, trzynastą i czternastą, obrzydliwymi znakami subiektywnej prawdy, spłycając czyjeś życie do krótkiej interpretacji zachowań i opinii, dając tym samym świadectwo gównianej pracy redakcyjnej - Giedymin zawsze komentował je w ten sposób w myślach lub bełkocząc sobie pod nosem.

Dziś był ten dzień, gdzie nie ukazały się żadne “świeżaki”. Wydawca opublikował pięć pośmiertnych notek, w tym niejakiego Hansa Wielkogłowego, Mohameda Ally’ego, Katarzyny Bogobojnej i Marcela “Pompownika” Pederasty.
Giedymin przczytał je niczym tytuły książek w antykwariacie i - eh - westchnął głęboko z niezadowoleniem.
Raz dlatego, że na pewno je już kiedyś czytał, dwa - nie mógł się zdecydować na co ma ochotę.

Nie miał nastroju na historię upośledzonego człowieka z wrodzonym wodogłowiem. Nie chce czytać już o uchodźcach i muzułmanach bo słyszy o nich wszędzie. Odrzucił Bogobojną bo obrzydzają go skrajnie uduchowieni. Pederasta.. Wystarczy tych historii o pedofilach i zboczeńcach - pomyślał.
Nie przeczytał więc żadnego, podniósł się, zakołysał, upadł i zmarł.

Giedymin z miasta Petting został zapamiętany pozytywnie.

Tu wstaw cytat.

Czyli jak co roku, pilna potrzeba zachowania tego, co mi się na półce kurzyć zaczyna, a jeszcze niedawno czytane było, przywołała mnie do miejsca tego, gdzie już od czasu jakiegoś słowa się gromadzą. Do poczytania więc słowa zebrane na Kindlu(kupiłem i kompulsywnie zaznaczam. Pojebany jakiś) małym poniżej zamieszczam.
To, co było ze mną na papierze, dzielone nie będzie.
Bom dupkiem leniwym i przepisywać mi się nie chce.

Dla siebie, ku pamięci.
Dla ogółu, do poczytania.
Cytaty zewsząd, pisarzy kilku, cytaty wszelkie.
W tym roku skończyłem czytać Kunderę, Pratchetta i Nachacza.
Trochę smutno, co poczniesz.

A w ogóle to promocja czytelnictwa, manifestacja słowa, chodźta do łóżka itp blah, blah, blah...
Poza tym, tam gdzie kursywa w nawias wzięta, tam moje trzy grosze wtrącone.


***


Długa Utopia
by Terry Pratchett

"Kiedy człowiek cię słucha, ten pusty świat staje się klaustrofobiczny."



***


Nieskończoności
by John Banville
"Tak wiele zapomniał, ponieważ wówczas nic to nie znaczyło, a nawet jeżeli nie nic, to na pewno bardzo mało. To go teraz gnębi, jedna udręka spośród wielu, rozmyślania o wszystkim, co miał, lecz tego nie cenił, choć powinien. Miał w rękach kufer doświadczeń, ale porzucił go, ponieważ zawierał doświadczenia chwili, trwające wtedy i tam, nieprzewidziane, niezaplanowane. Chwila obecna – nigdy, aż do tej pory, nie doceniał znaczenia tych dwóch słów."
***
Czarodzicielstwo
by Terry Pratchett
"Możecie mi wierzyć, nie ma nic straszniejszego od kogoś, kto koniecznie chce wyświadczyć światu przysługę."

"Przez całe życie jestem kompletnie zagubiony. - Zawahał się. — O ile pamiętam, nazywa się to człowieczeństwem czy jakoś tak."


"Prawdę niełatwo jest przyszpilić pismem do stronicy. W wannie historii prawdę trudniej jest utrzymać niż mydło, i o wiele trudniej znaleźć..."


***

Głód
by Martín Caparrós

[Gdybym mógł, gdybym wierzył w to, że zostanie to tutaj przeczytane, gdyby prawo na to pozwalało - przepisałbym i zamieścił tutaj całą książkę. Gdybym mógł, włączyłbym ją do programu szkolnego. Gdybym mógł.]

"Pewne systemy działają lepiej niż inne, ale żadna ideologia nie obejdzie się bez przekonania głodujących, że dzieje im się tak z ich winy, ich winy, ich bardzo wielkiej winy."

"Z 1,2 miliarda osób żyjących w „skrajnym ubóstwie” – czyli, według Banku Światowego, za mniej niż 1,25 dolara dziennie – trzy czwarte to mieszkańcy wsi: 900 milionów skrajnie ubogich chłopów."

"Jeszcze dwadzieścia czy trzydzieści lat temu organizacje międzynarodowe uważały, że jedną z podstawowych przyczyn niedożywienia u dzieci z ubogich rodzin jest brak białka w pokarmach. W przekonaniu, że kobiety nie wiedzą, jak prawidłowo odżywiać dzieci, przeprowadzały wielkie kampanie edukacyjne, instruując, jakie produkty należy podawać dzieciom – produkty, których, ma się rozumieć, nie było. Brzmi to ponuro, ale wyglądało bardzo naukowo."

"Nikt pewno nie zaprzeczy, że rośliny hodowane z nasion modyfikowanych są o wiele bardziej wydajne niż tradycyjne. Ale wiadomo także, że zbytnio wyjaławiają ziemię, że uzależnione są od wielkich ilości produktów opartych na paliwach kopalnych, że ich produkcja oznacza zmianę modelu uprawy – wiąże się z rugowaniem chłopów, zajmowaniem wielkich obszarów ziemi, koniecznością mechanizacji. Poważnym problemem jest własność: nasiona tracą moc w każdym cyklu i dlatego rolnicy powinni za każdym razem kupować nowe; zresztą są do tego zobowiązani kontraktem, ponieważ Monsanto ma patent – jest to własność intelektualna firmy."

"Tak jak powtarzający się głód w Korei Północnej powinien być klasycznym przykładem tego, do czego zdolna jest dyktatura, kiedy chodzi jej wyłącznie o utrzymanie się przy władzy, tak głód w Nigrze w 2005 roku mógłby pokazywać, do czego zdolny jest rynek, kiedy nic nie krępuje jego działań. Pokazał jednak co innego."

"To jest zwyczajna darowizna: ktoś siada w progu kościoła i prosi, żeby się nad nim zlitowano. Tak nie powinno być. To dobroczynność, która najpierw zabrała żebrakowi jego dobytek. Uran, na przykład. To układ, w którym ofiara nie zapomina, kto naprawdę ma władzę. Rząd afrykański prosi „świat” o pomoc w zaradzeniu dramatycznej sytuacji. Wówczas „świat” uruchamia mechanizmy obejmujące dyskusje, negocjacje, targowanie się, by na koniec wysłać żywność, środki pomocy, nawet szpitale. Świat „ratuje życie ludzi” – których, ma się rozumieć, sam kraj nie jest zdolny uratować. Kraj powinien, a jakże, podziękować dobremu panu, który zgodził się wyciągnąć do niego pomocną dłoń i obdarować go, zabrawszy najpierw wszystko, na co miał ochotę."

"W ikonografii średniowiecznej głodujący przedstawiani byli jednak jako ostrzeżenie dla wierzących: oto, co cię czeka, jeśli nie zaakceptujesz mojego autorytetu, moich reguł, mojej władzy, jeśli nie będziesz wypełniać moich poleceń. Otaczało ich nie współczucie czy sympatia, lecz wzgarda, budzili lęk, mieli pokazywać, do czego może doprowadzić niemoralność, gnuśność, folgowanie grzechowi. Ich los stanowił przestrogę, ostrzeżenie."

"Nie powiedzą ci za to, że większość Hindusów to wegetarianie z czystej nędzy: tych ludzi nie stać na kupno mięsa. Że jeśli mają jedną czy dwie krowy, nie mogą sobie pozwolić na luksus zabicia jej; muszą ją trzymać ze względu na dawane przez nią mleko, które piją, masło, na którym smażą, nawóz, który służy za opał, siłę pociągową, którą wykorzystują do uprawy pól. Dziwny jest los owych świętych, dobrze odżywionych zwierząt, które można wykorzystywać, zamęczać pracą, ale których nie wolno zabić. To niemal metafora."

"„Zjedzenie befsztyka jest szaleństwem na skalę planety”."

"Obawiam się, że nie zdajemy sobie sprawy z wagi tej zmiany. Chyba każdy Hindus, Afrykańczyk czy wielu Latynosów zauważyłoby ją natychmiast. Dla większości mieszkańców Tego Innego Świata funkcjonuje bowiem dawny porządek: gama produktów konsumowanych na świecie wydaje się niesłychanie szeroka, niemniej trzy czwarte z tego stanowi ryż, pszenica albo kukurydza. Sam ryż to połowa całej żywności spożywanej na naszej planecie. Powtarzam: połowę całej żywności, jaką karmi się co dzień siedem miliardów ludzi, stanowi ryż."

"Zdaniem Marvina Harrisa, wybitnego antropologa amerykańskiego, źródłem tabu dotyczącego świni, obecnego w dwóch spośród trzech wielkich religii monoteistycznych, jest fakt, że świnia karmi się tym samym co człowiek. A zatem hodowanie jej to rozrzutność – inaczej niż w przypadku krów, owiec, kóz, które żywią się paszą niejadalną dla człowieka i dlatego mogą wykorzystywać niedostępne dla niego kalorie, przerabiając je na coś strawnego. Teraz jest już inaczej. Teraz 75 procent pożywienia dawanego zwierzętom mogłoby być zjadane przez człowieka: soja, kukurydza i inne zboża. Jest to wymysł stosunkowo nowy. Krowy zawsze żywiły się trawą, niemniej około roku 1870 Anglicy, wykorzystując nowe statki chłodnie, zaczęli kupować amerykańskie mięso pochodzące od krów karmionych kukurydzą i innymi zbożami – bardziej tłuste, uważane wówczas za smaczniejsze. Do czasu drugiej wojny światowej takie mięso było luksusem – jego udział w światowej produkcji nie przekraczał 5 procent – i trafiało na stoły najbogatszych Amerykanów i Europejczyków. Ale już w latach pięćdziesiątych, wraz ze wzrostem wydajności rolnictwa Stany Zjednoczone zaczęły szukać możliwości pozbycia się jego nadwyżki. Amerykańskie firmy produkujące żywność na eksport naciskały, żeby mięso pochodzące z hodowli opartej na zbożach rozprowadzać na rynkach całego świata. Obecnie większość produkcji światowej opiera się na tym modelu hodowli. I pogłowie wzrasta: jeśli chodzi o krowy – same tylko krowy – przed półwiekiem było na świecie 700 milionów sztuk, teraz jest ich 1,4 miliarda. Na pięciu ludzi przypada jedna krowa. Więcej wołów niż ludzi zjada naszą planetę."

"Jedzenie mięsa jest ostentacyjnym pokazem siły."

[Poniżej fragmenty o działalności Matki Teresy z Kalkuty. Moje ich czytanie zbiegło się z momentem jej kanonizacji. W tym miejscu pragnę pogratulować instytucji kościoła wyboru świętej. Pies was...]

"Nie wiedziałem wówczas wielu rzeczy. Później dowiedziałem się, że panna Anjezë Gonxha Bojaxhiu, nazywana również Matką Teresą z Kalkuty, była wiernym obrazem swojej dzielnej matki i miała dość wyrobione poglądy. Twierdziła między innymi, że cierpienie ubogich jest darem Boga: „Jest czymś bardzo pięknym widzieć, jak ubodzy przyjmują swój los, znosząc go jako mękę Jezusa Chrystusa – powtarzała niejednokrotnie. – Swoim cierpieniem wzbogacają świat”."

"Dlatego pewnie prosiła ludzi poszkodowanych w wyniku słynnej katastrofy ekologicznej w fabryce Union Carbide w hinduskim Bhopalu, by „zapomnieli i wybaczyli”, a nie żądali odszkodowania."

"Dlatego pewnie w 1981 roku pojechała na Haiti, aby przyjąć Legię Honorową z rąk dyktatora Jeana-Claude’a Duvaliera – który ofiarował jej sporą sumę – i tłumaczyć potem, że Baby Doc „kocha ubogich i jest przez nich uwielbiany”. Dlatego pewnie udała się do Tirany, aby złożyć wieniec pod pomnikiem Envera Hodży, stalinowskiego przywódcy najbardziej represyjnego i najbiedniejszego kraju Europy. Dlatego pewnie broniła amerykańskiego bankiera, który szczodrze ją obdarował, nim poszedł za kratki za to, że oszukał setki tysięcy drobnych ciułaczy. I miała jeszcze wiele innych osiągnięć."

"Wtedy w Kalkucie, w 1994 roku, też nie wiedziałem, w jaki sposób Anjezë robiła użytek ze zdobytej przez siebie aureoli świętości: święci mogą przecież mówić, co chcą, gdzie chcą i kiedy chcą. Korzystała z tego przywileju, aby prowadzić swoją najważniejszą kampanię: walkę z aborcją i antykoncepcją. Powiedziała to już w Sztokholmie, odbierając Pokojową Nagrodę Nobla: „Aborcja jest największym zagrożeniem dla światowego pokoju”. I dodała, żeby nie pozostawić wątpliwości: „Antykoncepcja i aborcja są sobie równe pod względem moralnym”."

"Później zaś, w czasie wystąpienia przed Kongresem amerykańskim, który przyznał jej niezwykły tytuł „honorowej obywatelki”, mówiła: „Ubodzy mogą nie mieć nic do jedzenia, mogą nie mieć domu, ale mogą być mimo wszystko wielkimi ludźmi, jeśli zachowują bogactwo duchowe. Aborcja zaś, będąca często skutkiem antykoncepcji, doprowadza ludzi do duchowego ubóstwa, i to jest najgorsza nędza, najtrudniejsza do pokonania”. A setki kongresmenów, z których wielu aprobowało aborcję i antykoncepcję, oklaskiwało ją w zachwycie. Owego wieczoru w Waszyngtonie kardynał James Hickey postawił sprawę jasno: „Jej wołanie o miłość i jej obrona życia nienarodzonych nie są pustymi frazesami, ponieważ ona służy tym, którzy cierpią, głodnym i spragnionym...”. Temu, prócz innych spraw, służyła zakonnica.   Odgrywała też inną rolę. „Wszyscy: kraje, grupy przyjaciół, drużyny siatkarskie, ekipy wypełniające jakieś zadanie, muszą mieć kogoś Dobrego – mówiła – jakiś wzór, istotę nieskalaną, kogoś, kto pokaże im, że nie wszystko jest jeszcze stracone. To mogą być bardzo różne istoty: życzliwy ksiądz, ktoś, kto ratuje wieloryby, stary emeryt, pies, ofiarny lekarz. W coś trzeba wierzyć. Taka istota jest kimś nieodzownym, jest warunkiem istnienia. I świat stara się znajdywać takich Dobrych, stawiać ich na piedestale, wysławiać”. Dlatego, choć nie tylko dlatego, Anjezë Bojaxhiu zajmowała szczególne miejsce – była istotą Dobrą par excellence."

***

Dobry omen
by Terry Pratchett and Neil Gaiman

"Z ruchu ekologicznego wystąpił po zapoznaniu się z propozycją samowystarczalnego ogrodu bogato ilustrowaną zdjęciami i dokładnym planem. Na planie tym stanowisko dla kozy umieszczono niecały metr od ula. Newton spędził dużo czasu na wsi u babci i dobrze orientował się w zwyczajach kóz i pszczół. Doszedł do wniosku, że czasopismo redagują kompletni dyletanci, którzy przeczytali o jedną książkę za dużo. Poza tym irytowało go nagminne używanie słów “społeczność" i “społeczeństwo" - podejrzewał, że autorzy nadają im specyficzne znaczenie, które nie obejmuje ani jego, ani jego znajomych."

"Newton jeszcze na tyle władał swym umysłem, by dokonać trafnego tłumaczenia. Jeśli ludzie mówią: Mam zdolności parapsychiczne, rozumiesz? oznacza to: Mam przerost całkiem banalnej wyobraźni, używam czarnego lakieru do paznokci, rozmawiam z moją papużką;"

"Czuła, że wygląda na nawiedzoną, wychudzoną i romantyczną i tak by było, gdyby jeszcze schudła o trzydzieści funtów^jfła przekonana, że cierpi na anoreksję, ponieważ gdy tylko spoglądała w lustro, widziała w nim tłustą kobietę."

"Nie rozumiem, co jest tak fajnego w stworzeniu ludzi jako ludzi, a potem robieniu awantur, że się zachowują jak ludzie - przerwał surowo Adam. - A poza tym, gdybyście przestali mówić ludziom, że będzie ze wszystkim zrobiony porządek, jak już umrą, to by może spróbowali zrobić porządek, póki jeszcze żyją. Gdybym to ja tym rządził, to by spróbowałem zrobić ludzi, żeby żyli o wiele dłużej, jak ten stary Matuzalem. To by było znacznie ciekawsze i może zaczęliby myśleć o takich rzeczach, jakie robią całemu obtoczeniu i ekologii, bo jeszcze by tu byli za sto lat."


***

Lapidarium mistrzów

"Mniejszości intelektualne i rasowe są absolutnie potrzebne. To, co mnie martwi, to jest czysty naród, czysty etnicznie, czysty idiota."


***

Mgnienie ekranu
by Terry Pratchett

„Jak chcesz wyrozumieć wroga, trza ci przejść milę w jego butach. Potem, jak on dalej jest twoim wrogiem, to przynajmniej żeś jest o milę dalej, a on nie ma butów.”

"Wieśniacy powiedzieli, że sprawiedliwość się dokonała, a ona straciła cierpliwość i kazała im wracać do domów i modlić się do bogów, w których wierzyli, by nigdy im samym nie wymierzono sprawiedliwości. Bo dumna maska tryumfującej cnoty może być niemal tak straszna jak oblicze ujawnionej niegodziwości."

***

Nowy wspaniały świat
by Aldous Huxley

"Warunkujemy ich co do wytrzymałości na upał - zakończył pan Foster. - Nasi koledzy z górnych pięter nauczą ich go lubić. - A to - wtrącił dyrektor sentencjonalnie - to jest cała tajemnica szczęścia i cnoty. Lubić to, co się musi robić. Wszelkie warunkowanie zmierza do jednej rzeczy: do sprawienia, by ludzie polubili swe nieuniknione przeznaczenie społeczne."

***

Równoumagicznienie
by Terry Pratchett

"Hilta zaś śmiała się jak ktoś, kto głęboko dumał nad Życiem i wreszcie zrozumiał żart."

"Szansę jedne na milion - rzekła - spełniają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć."

***

Susan Sonntag

„Najgorsze dla mnie samej byłoby uświadomienie sobie, że zgadzam się z tezami, które kiedyś wygłosiłam i napisałam. Czułabym się z tym bardzo niekomfortowo, ponieważ znaczyłoby to, że przestałam myśleć”.

***

To nie jest dziennik
by Zygmunt Bauman

"Minęło ponad sto lat, od chwili gdy Georg Simmel sformułował tezę, że wytwory witalności i kreatywności ludzkiego ducha przekroczyły już punkt, w którym duch, co powołał je do życia, jest w stanie je wchłaniać..."

"„Ale ciągle myślę, że nawet jeśli rzeczywiście stał się katem, w głębszym sensie sam był ofiarą. Goran Jelisić i całe jego pokolenie zostało oszukane. Wielu przedstawicieli pokolenia jego rodziców – mojego pokolenia – przyjęło nacjonalistyczną ideologię i nie zrobiło nic, aby zapobiec wojnie, która z niej wyrosła. Byli zbyt oportunistyczni i zbyt przerażeni, aby nie podążać za przywódcami, których nauczyli się naśladować”."

"Odpowiedzi na moje zadane na Facebooku pytanie najlepiej podsumował mój przyjaciel Jason, który napisał: „Bliżej ludzi, od których jestem daleko”. Minutę później dopisał: „Ale może dalej od ludzi, którzy są mi bliscy”."

"„Konsumpcja” oznacza dziś nie tyle rozkosze podniebienia, ile raczej inwestowanie we własne członkostwo w społeczeństwie. W społeczeństwie konsumentów przekłada się to zaś na „pokupność”: zdobywanie jakości, na które istnieje popyt, albo przetwarzanie jakości już posiadanych w towary, na które popyt można wygenerować. Większość artykułów oferowanych na rynku konsumpcyjnym zawdzięcza atrakcyjność i siłę przyciągania klientów swojej wartości  i n w e s t y c y j n e j  – niezależnie od tego, czy jest ona rzeczywista, czy tylko pozorna, czy się ją reklamuje wprost, czy tylko sugeruje."


***


Tożsamość
by Milan Kundera

"(Jean-Marc umiałby odpowiedzieć: można cierpieć z tęsknoty w obecności ukochanego, jeśli dostrzega się przyszłość, w której ukochanego już nie ma; jeśli śmierć ukochanego jest już niewidocznie obecna.)"

"Jean-Marc powrócił z uporem do swej myśli: - Chciałbym mu powiedzieć któregoś dnia, niech pan pójdzie ze mną na kawę, jest pan moim alter ego. Tylko przypadkiem uniknąłem życia, jakie pan prowadzi."

***

Wiedźmikołaj
by Terry Pratchett

"Człowiek może przez lata podglądać prywatne życie cząstek elementarnych, a potem nagle odkrywa, że wie albo kim jest, albo gdzie jest – ale nie jedno i drugie naraz."

"Zadziwiające, jak wielu ludzi spędza całe życie w miejscach, gdzie nie planowali zatrzymywać się na dłużej. Tanie, wąskie łóżko, popękany tynk, maleńkie okno..."

"Nadzieja jest ważna. Nadzieja, istotna część wiary. Dać ludziom dżem dzisiaj, a siądą i zwyczajnie go zjedzą. Za to dżem jutro podtrzymuje ich bez końca."


***

Kapuscinski, Lapidaria
by Lapidaria Kapuscinski
[Jak poprzednio przy "Głodzie", tak i tutaj - przepisałbym najchętniej i zamieścił całość. Potęguje tę chęć wrażenie, że przez pamięć słabą, w tym roku czytałem lapidaria po raz n-ty, a ciągle - z podziwem.]

"Denis de Rougemont: „Nie chodzi o to, żeby przewidywać przyszłość, ale żeby ją tworzyć”."

"Tak, ale problem polega na tym, że procesowi przyspieszenia informacji towarzyszy zjawisko jej spłycenia. Coraz więcej informacji, ale coraz płytszych."

"Wielkie place, wielkie ulice mają na całym świecie wspólną cechę: miejsce człowieka zastępuje tłum. Trzeba dojść do małych uliczek. iść na peryferie, wejść w bramy, żeby znowu odnaleźć człowieka."

"Tłum nędzarzy nigdy nie będzie solidarny."

"Dlaczego nie walczycie? Cisza, po chwili odpowiedź: - Bo nie mamy świadomości, seńor."

"Człowieka biednego nie stać, żeby miał świadomość."

"Oni też walczyli przeciw rozpanoszeniu biurokracji, przeciw pogardzie, przeciw „róbcie, a nie gadajcie”, przeciw nieruchomej i obojętnej twarzy w okienku która mówi „nie!”. Kto stara się sprowadzić ruch Wybrzeża do spraw płacowo-bytowych, ten niczego nie zrozumiał. Bowiem naczelnym motywem tych wystąpień była godność człowieka; było dążenie do stworzenia nowych stosunków między ludźmi, w każdym miejscu i na wszystkich szczeblach, była zasada wzajemnego szacunku obowiązująca każdego bez wyjątku, zasada, według której podwładny jest jednocześnie partnerem."

"„Czy ten nasz prezes nie mógłby także być człowiekiem?” Dla nich chamstwo było jakąś obcą naleciałością w naszej kulturze, w której tradycji, owszem, istniała szlachecka wyższość, ale nie rozmyślne upodlenie, nie ordynarność, perfidna szykana, brutalna wzgarda objawiana słabszemu. Te zachowania robotnicy Wybrzeża postawili pod pręgierz, nadając naszemu patriotyzmowi ten nowy walor: być patriotą - to znaczy szanować godność drugiego człowieka."

"Przewodniczący MKS: „Prosimy przedstawiciela rządu, aby ustosunkował się do naszych postulatów”. Przedstawiciel rządu: „Pozwólcie, że odpowiem na nie ogólnie”. Przewodniczący MKS: „Nie. Prosimy o odpowiedź konkretną. Punkt po punkcie”. Ich naturalna nieufność do odpowiedzi ogólnych, do języka ogólnego. Ich protest przeciw wszystkiemu, co trąci fałszem, luką, wciskaniem kitu, rozmywaniem, kluczeniem. Występowali przeciw zdaniom zaczynającym się od słów: „Jak sami wiecie...” (właśnie nie wiemy!), „Jak sami rozumiecie...” (właśnie nie rozumiemy!). Jeden z delegatów stoczni: „Lepsza jest gorzka prawda niż słodkie kłamstwo. Słodycze są dla dzieci, a my jesteśmy dorośli”."

"Uważajcie, bo mają broń, a nie mają wyjścia."

"Człowiek kompromisu, elastyczny. U nas nie lubią takich. Powiedzą o nim, że dwuznaczny. U nas człowiek musi być jednoznaczny. Albo biały, albo czarny. Albo tu, albo tam. Albo z nami, albo z nimi. Wyraźnie, otwarcie, bez wahań! Nasze widzenie jest manichejskie, frontowe."

"System anachroniczny to taki, który udziela starych odpowiedzi na nowe pytania."

"Jeżeli spośród wielu prawd wybierzesz tylko jedną i za tą jedną będziesz ślepo podążać, zmieni się ona w fałsz, a ty staniesz się fanatykiem."

"ponieważ jest krytyczny wobec treści przekazywanych mu przez środki masowego , przekazu - jest w błędzie. Myślenie niezależne to sztuka myślenia własnego, osobnego, na tematy samodzielnie wywodzone ze swoich obserwacji i doświadczeń, z pominięciem tego, co usiłują narzucić mass media."

"Ludziom, którzy uważają się za coś wyższego, niż są i niż na to zasługują, rasizm jest potrzebny jako mechanizm dominacji i samowyniesienia. Jako trampolina, która wyrzuci ich w górę. Ciemny poszukuje jeszcze ciemniejszego, by dowieść, że sam nie jest najciemniejszy. Szuka gorszego, ponieważ chce się pokazać lepszym."

"Pisać o tłumie jest łatwiej niż o pojedynczym człowieku. Masa upraszcza, masa jest uproszczeniem (człowiek w masie jest uproszczony)."

"Człowiek może sam dla siebie stać się takim kłopotem, że już nie wystarczy mu czasu na zajmowanie się czymś więcej."

"Im wyższy postawisz sobie cel, tym bardziej będziesz samotny."

"odmienność struktur mentalnych. Cechy umysłu człowieka kultury masowej: a) brak ciekawości świata, nie chce wiedzieć, b) obojętność, pasywność, myślowa drzemka, c) jeżeli jakieś myślenie, to powolne, bez tempa, bez polotu, d) ślepa wiara w stereotypy, mity, brednie; niechęć, aby je rewidować, odrzucać, e) nieufność."

"Samotność a osamotnienie. Istotna, zasadnicza różnica między tymi dwoma stanami (sytuacjami) człowieka. Samotność może być stanem pożądanym, sprzyjającym koncentracji, tworzeniu, badaniu samego siebie, wchodzeniu w głąb własnego ja. Inaczej z osamotnieniem. Odczuwamy je jako udrękę, jako ból nawet, jako poniżenie i odtrącenie. Samotność wybieramy, dążymy do niej, szukamy jej, natomiast osamotnienie to stan przymusowy (nawet jeśli jest przez nas samych zawiniony), który nas zadręcza, rozgorycza, frustruje i niszczy. A.B.: - Nigdy nie jestem samotny, kiedy jestem sam. Prawdziwą samotność odczuwam dopiero będąc wśród ludzi."

"Wiele hałasu na temat terroryzmu (IHT z 2 września 96). Erlander podaje liczby: w 1994-95 z rąk terrorystów zginęło 16 Amerykanów, natomiast w jednym tylko roku 1993 aż 57 Amerykanów zginęło od uderzenia pioruna. W tymże samym 1993 w wypadkach samochodowych zginęło 42 000 Amerykanów, a 31 000 wymordowało się nawzajem w bójkach, w napadach rabunkowych, w wendetach i wojnach gangów. Erlander pisze o potrzebie wroga: skoro sowieci przestali być wrogiem nr 1, trzeba było powołać na ich miejsce nowego wroga: tym razem wybór padł na terroryzm. Przecież potężna wojenna i policyjna machina USA musi coś robić - stwierdza autor."

"„To, czego nam trzeba najbardziej, to złudzenia, że życie jest bajką”."


***

Wykluczeni
by Artur Domosławski

"Ludzi, którzy potrzebują upodmiotowienia i szansy na inne życie, sentymentalizm przerabia na obiekty westchnień. Wzruszenie, przejęcie się losem pokrzywdzonych to uczucia dobre, ale – jak uczy mądra Susan Sontag – chwilowe, nietrwałe. Tym, których dotyka nieszczęście, trzeba czegoś innego: naszego gniewu, wściekłości, niezgody. Może przede wszystkim uświadomienia sobie i innym, że przywileje lepiej urodzonych bywają okupione nieszczęściem tych, którzy są pozbawiani praw i możliwości. Zrozumienie tej zależności to pierwszy impuls ku zmianie, przynajmniej szansa na nią. Sentymentalizm to też pułapka, z której sentymentalni mogą nie zdawać sobie sprawy. Biedni – ci naprawdę biedni w slumsach Południa walczący o przeżycie każdego dnia, ci, którym odmawia się prawa do życia na własnym kawałku ziemi, których gwałci się i okrada, których wciela się do armii lub partyzantek i rozkazuje zabijać – nie są wcieleniem cnót ani aniołami. Nędza i poniżenie odbierają im niekiedy szacunek do samych siebie i do innych. Czasem nie znają innego języka współżycia niż przemoc. Zwracają światu to, co od niego dostali. Wykluczonymi targają namiętności, z którymi my, z lepszej strony życia, wcale nie chcemy wchodzić w interakcje. Spotkanie z nimi nie musi być pełną wzajemnego zrozumienia rozmową o trudnym życiu na dnie czy ofiarowaniem osobie ubogiej pomocy. Bywa, że w ruch idzie pięść, nóż, pistolet. Może się zdarzyć porwanie dla okupu lub dla Sprawy. Albo polityczna zawierucha, która zakołysze naszym wygodnym, zabezpieczonym ze wszystkich stron życiem. Można zapłacić wysoką cenę za naruszenie terytorium gangu lub podziemnej armii albo mieć pecha i stać się obiektem czyjejś okrutnej zabawy. To ekstremalne sytuacje, które od czasu do czasu się zdarzają. W wersji soft, dużo bardziej powszechnej, mamy sporą szansę stać się obiektem natarczywości, takiej jak ta ze strony José z Soacha."

"Piszę o ludziach, którzy nigdy nie przeczytają moich reportaży, dla ludzi, których losy moich bohaterów nie obchodzą”."

"Wykluczeni załomotali do bram naszej twierdzy. Zapragnęli wejść do naszego raju."

145 i powrót do zdjęć publikowania

Jarmark koński "wstępy", Skaryszew, 15.02.2016

*Tu miał być tekst wzbogacający materiał. Jednak po przeczytaniu komentarzy zarówno zwolenników, jak i przeciwników tego wydarzenia, przeszła mi chęć na zdanie słownej relacji z tego jak na jarmarku jest i czy jest rzeczywiście tak, jak twierdzi medialny przekaz.
Po krótce: Mogę się zgodzić z każdym głosem, który na zimno potrafi oceniać wydarzenia obecne na jarmarku, jednak nie chcę wchodzić w grę, w której opinie stron są tak bardzo monochromatyczne, a sami uczestnicy dyskusji, wydają się być niezdolni do jakiegokolwiek dialogu.
To jest wasz problem. Wasz i koni.
Koń, jaki jest, każdy widzi.
Chłop jaki jest, każdy słyszy.

Nie, nie uważam, że czysto przedmiotowe podejście wobec zwierzęcia(zwierzę-towar), jest właściwe. Nie jest.
Gdzieś jednak, pośród tego wszechobecnego gnoju, końskiego łajna i rżenia chłopa jarmarcznego, między słowami przebija się smutek hodowcy.
Strach, śmiech, zniechęcenie.

Wszystko w tej dyskusji sprowadza mi się do "być może".*

















Teksty nocne 2





Smród wiśniowych świeczek i echa wczorajszych walentynek.

Obudził mnie pusty pokój. Szafa, biurko, fotel i materac. Wokół składowe poczucia dorosłości.
Pociąg do dramatu powoli rusza. Nachalna melancholia krzykiem o papierosa, budzi w środku nocy. 
Ręka trafia na paczkę. Miękka light. Papieros wziąć w usta, siebie do pionu.

Udało się - szukając ognia, uśmiecham się smutno - przeżyłam czternasty lutego, roku bezpańskiego. Presję mas do bycia kimś z kimś. Ten jeden dzień w roku, gdy wszyscy dostają pierdolca, rozpaczliwie starając się zamalować różem kawałek kalendarza. Bądź kimś, bądź kogoś, bądź czyjaś. Choć dzisiaj, przynajmniej dzisiaj. Jutra nie ma. Nie będzie.
 Kochajmy się?
Uniknęłam paramiłosnego terroryzmu i posklejanych przechodniów. W błocie ulicy płatków róż. A jednak źle. Jednak coś. Cholera.

I gdzie jest ogień?!


Nie zaplątał się w rozkopaną pościel. Nie ma go pod poduszką, pod dywan nie zamiotłam.
Przepadł akurat teraz. Gdy noc spać nie daje, a papieros do ust się klei. 
Tanie romantyzmy misie kleją.
Głód rządzi ciałem. Wyostrzone zmysły tłumią emocje.
Dobrze.
Noc i żółte światła miasta na rozkopanej pościeli.
Słowa gubią misię.
Misie gubią słowa. 
Ostatnia próba.  Sięgam do szafy po przygarnięty, wyparty płaszcz.
Kieszeń i skradziona dawno zapalniczka. Moja zapalniczka.
Mój ogień. 
Cichy żar.  
Dym w oko.